Reklama wywołuje w każdym z nas jakiś „odruch”. Komentujemy ją, oceniamy, zgadzamy się z tym, co prezentuje albo nie. Czasem skusimy się na promowany produkt, innym razem oferta wcale nas nie zainteresuje. „Dorosłemu” odbiorcy jednak łatwiej selekcjonować i weryfikować to, co podsuwa nam świat reklamy. Dzieci odnajdują się w tej reklamowej fikcji trochę gorzej.
Mały człowiek raczej nie analizuje dogłębnie tego, co widzi na ekranie telewizora, ani też tego, co podsuwają reklamowe obrazy. Dostaje gotowy obrazek, pokazujący nową grę, zabawkę, sprzęt. Wie, ze ta rzecz podoba mu się i chce ją mieć, bez względu na to, czy rodzice mogą pozwolić sobie na jej zakup czy też nie. Jeszcze gorzej jest, gdy dana rzecz staje się „topowa” i popularna wśród rówieśników. Pociecha wtedy chce tym bardziej dorównać koleżankom i kolegom.
Na ogół bywa jednak tak, że serwowane przez reklamy „superprodukty” dla dzieci są drogie, a ich „popularność” trwa właściwie chwilę, bo za chwilę pojawi się coś nowego, promocja skupi się na tym i dziecko odrzuci nabyty niedawno przedmiot na rzecz tego nowego, kolejnego. Dotyczy to nie tylko zabawek, ale także słodyczy, ubrań, sprzętów.
Specjaliści od reklamy doskonale zdają sobie sprawę ze swojego targetu. Wiedzą, że skoro reklama ma być skierowana do dzieci, to musi być kolorowa, jasna, zachęcająca. Powinna wyraźnie eksponować dany produkt i przedstawiać go tak, żeby dziecko zwróciło uwagę na tę czy inną rzecz i wyrobiło w sobie chęć jej posiadania.
Taktyki są proste. Wystarczy powiedzieć, że „każdy to ma”, „nie sposób się bez tego obejść”, „ta rzecz jest rewelacyjna i nie ma lepszej”. W ten sposób reklamodawcy poszukują odbiorców już w najmłodszym pokoleniu.
Czy ta strategia jest dobra? Kwestia dyskusyjna. Najlepiej pozostawić ją do oceny rodzicom. W końcu to oni wiedzą, co jest najlepsze dla ich dziecka i w jaki sposób nastawić pociechę do odbioru i interpretacji reklam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz